Pora zacząć! "Moja historia" brzmi trochę szumnie, szczególnie, że blog nie ma być o mnie, a bardziej o Staśku, moim synu i tem...

Najtrudniejszy pierwszy krok, czyli Moja Historia

/
0 Comments
Pora zacząć!
"Moja historia" brzmi trochę szumnie, szczególnie, że blog nie ma być o mnie, a bardziej o Staśku, moim synu i tematami związanymi z nim, a także... o jej Bączku (córeczce), mojej chrześnicy. O niej, mam nadzieję, będzie pisała jej mama, a moja siostra. Właśnie!
Blog siostrzany o rodzinie i rodzicielstwie.
Lubię ironizować i podchodzić do pewnych rzeczy z dystansem. Mam nadzieję, że jestem wyluzowaną i rozsądną mamą. W zasadzie, jestem typowa w pewnym sensie. 
Mieszkam w wieżowcu, mam kredyt, Męża, dziecko, pracę. Pochodzę z Łodzi, ale mieszkam w Warszawie. Nie wyniosłam się tu za chlebem, a za mężem i tak z tego męża urodziło się dziecko. Można powiedzieć, że stało się to za pierwszym podejściem. Gdy postanowiliśmy, że się staramy już pierwsza próba okazała się udana. Gorzej, że potem nasłuchałam się od Męża, że to jednak za wcześnie, że powinniśmy się wstrzymać. Ale z czym tu czekać? Zgodnie z moimi wyliczeniami miałam czas by wrócić jeszcze do pracy przed końcem umowy na czas określony, jedne z cięższych kredytów miały kończyć się ok. 6 miesiąca życia naszego dziecka itp. Później zamiast radosnego planowania słyszałam "Nie miałem dzieci, nie wiem jak będzie".

Jutro skończy 10 miesięcy. Jest ciężkim (poza siatkami centylowymi), ale uroczym Klocuszkiem. Sam wstaje i absorbuje. Gada i to wcale nie cicho, a jak zaczyna płakać lub "śpiewać" staram się za wszelką cenę być opanowana. Najbardziej nie lubię tych gromiących mnie spojrzeń, gdy śpieszę się by wrócić do domu, gdy on nie ma ochoty zasnąć na spacerku lub uznał, że jednak jest głodny. I wyje! Tak, moje dziecko potrafi wyć i nie piszę o tym dlatego, że jestem nieczuła. 
Nie wiem, może jestem? Uczę się miłości do niego. W pierwszych chwilach nie poczułam wielkiego wzruszenia, miłości czy czegoś takiego. Poczułam ulgę i niedowierzanie, że wreszcie skończył się poród, a potem była fala zmartwień i pragmatyzmu. Powtarzam: uczę się miłości do mojego dziecka. Codziennie. Gdy płacze, marudzi, uśmiecha się lub stoi trzymając się moich spodni, gdy próbuję właśnie odcedzić ziemniaczki dla niego na obiadek.
Odzwyczajam go od piersi i... ale to temat na zupełnie innego posta!


You may also like

Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.