Co może zostać z nami, kiedy wywietrzeje już aromat pierników i zjemy ostatni makowiec? Stawiam na kolędy, które możemy śpiew...




Co może zostać z nami, kiedy wywietrzeje już aromat pierników i zjemy ostatni makowiec? Stawiam na kolędy, które możemy śpiewać w Polsce do 2 lutego. Właściwie to ciekawy element polskiej specyfiki, że tradycyjnie wszyscy zamykają śpiewniki z pieśniami i piosenkami bożonarodzeniowymi w Trzech Króli, czyli 6 stycznia, a my mamy jeszcze prawie miesiąc, by się nimi nacieszyć. No to korzystajmy z tego przywileju!

O wspólnym świętowaniu można pisać wiele. 

A to o tym, co może jeść karmiąca matka, a to jakie prezenty najlepiej wybrać dla pociech mniejszych i większych. Albo o tym jak i co powiedzieć lub nie powiedzieć dzieciom o naszych poglądach na temat św. Mikołaja i jego kulturowej personifikacji. Hmm... Zostawmy te tematy na inny wpis, może kiedyś. A może nie ;)

Dla nas obu, Lamy i mnie, ważnym elementem wspólnego rodzinnego świętowania Bożego Narodzenia jest kolędowanie. To nie znaczy, że mamy tak niesłychanie muzykalną rodzinę, że każdy bierze pod pachę swój ulubiony instrument, którego jest wirtuozem, i niczym orkiestra symfoniczna rozkładamy partytury, stroimy się i jedziemy z koksem. Aż się rozczuliłam na taką myśl, ale tak nie jest. Jedni śpiewają lepiej, inni słabiej. Jedni głośno, inni powinni ciszej, ale akurat też lubią głośno, takie życie... Ogólnie śpiewamy jak kto umie, a capella albo z tym, co akurat jest pod ręką. Nie ukrywam, marzy mi się wielka orkiestra, choćby złożona z samych operatorów trójkątów, ale na razie nasze możliwości kończą się na gitarze, jak się akurat uda ją nastroić, dobrać akordy i "bicie". W końcu nie o to chodzi, by efekt powalił (choć czasem akurat powala, bo każdy śpiewa swoją wersją albo wręcz swoją kolędę). W przypadku tych pieśni właśnie, moim zdaniem nie ma to najmniejszego znaczenia. No chyba, że akurat startujecie w jakimś konkursie. W takim razie: powodzenia!

A co kolędy mają do rodzicielstwa? Moim zdaniem jeśli chcemy to mogą być ciekawym elementem wspólnego przeżywania Świąt. To element naszej tradycji. No i wspólnie spędzamy czas. Robimy to razem. Tak jak każdy umie i chce. Można śpiewać, można grać, można słuchać. 

Sądziłam kiedyś, że to trudne nauczyć dzieci kolęd

ale w tym roku zmieniłam zdanie. No i od razu wyjaśnię, że nie przerasta to mojego Dziecka lat dwa i pół. Ale oczywiście w umiarkowanym zakresie, delikatnie mówiąc.
Mnie to wystarcza. I daje nam sporo okazji do zabawy.

Do wyboru mamy mnóstwo kolęd, pastorałek i piosenek świątecznych. 

Myślę, że można próbować ze wszystkim, ważne by refren był chwytliwy i miał prosty i nie za długi  tekst. Ale nie jest to warunek konieczny, jak się okazuje. W końcu można włączyć do gry także proste instrumenty, np. perkusyjne. Mam nadzieję, że grzechotki, trójkąt czy bębenek urozmaici Wam wspólne kolędowanie.




A teraz mała podpowiedź, od czego my zaczęliśmy: 

najprostszy refren ma chyba "Przybieżeli do Betlejem". Do załapania jest też refren w "Gdy się Chrystus rodzi". Nieco mnie to zdziwiło w tym roku, ale okazuje się, że "cuda, cuda ogłaszają" z "Dzisiaj w Betlejem" też wpada w ucho. Do tego część tekstu w zwrotkach się powtarza, co także ułatwia wspólne śpiewanie. Większość tradycyjnych kolęd nie ma refrenu, bo opowiada pewną historię, która ma ciąg dalszy w kolejnych zwrotkach. Wyjątkiem jest  "Do szopy, hej pasterze" - warto wykorzystać tę okoliczność. Wydawało mi się, że proste do złapania będzie także "lililaj" z "Gdy śliczna panna", ale akurat moje Dziecię woli szybsze rytmy i starannie omija kolędy wolne i nostalgiczne. Wyjątkiem jest tu mniej tradycyjna piosenka o małym doboszu. Być może to dlatego, że to ulubiona kolęda babci oraz że znaleźliśmy ładną wersję animowaną w necie, dzięki czemu łatwiej jej było dowiedzieć się o czym opowiada ta piosenka (a polski tekst tego nie ułatwia, bo mocno odbiega od angielskiego oryginału).
Ale prawdziwym hitem tego roku okazało się (o dziwo!) "Pójdźmy wszyscy do stajenki". To u nas po prostu "kolęda o stajence". Czemu tak się stało? Przychodzi mi do głowy tylko to, że prababcia powiedziała, że to "może" być jej ulubiona kolęda. Oraz, że po prostu spodobała się Małej. Poza tym... no, nie jest to pieśń o chwytliwym refrenie, jakby co. Ale skoro pojawia się prośba "Mamo, śpiewaj o stajence" to jadę i śpiewam i nawet próbujemy razem (na razie opanowała pierwszy wers, a dalej tworzy tekst na bieżąco, głównie czerpiąc inspiracje z "Panie Janie". O melodii na razie właściwie nie ma co wspominać.)



A co ułatwi Wam wspólne śpiewanie? 

Polecam przygotowanie wcześniej (można myśleć już o przyszłym roku, czemu nie?) śpiewników. Zwykle spotykaliśmy się w domu z problemem tekstu, który w naszych głowach kończył się na drugiej, no może trzeciej zwrotce. Ale skoro już śpiewamy i dobrze nam idzie to miło by było zaśpiewać pięć zwrotek, czemu nie. Ale w tym śpiewniku czwarta zwrotka taka, a w innym jest tekst piątej w tym miejscu. No i pojawia się konsternacja. Warto więc mieć jednolite śpiewniki, a łatwo je przygotować samemu. Największy problem to szycie grzbietu, żeby się trzymały. Reszta to pestka. Dobrze jednak pamiętać o tym, odpowiednio duży tekst mogły przeczytać wszystkie osoby, także seniorzy w okularach dobranych trzy lata temu, z grubsza. 

Ciekawym urozmaiceniem będą instrumenty. 

Przynajmniej jeden wiodący ułatwi utrzymanie w ryzach melodii, ale warto stworzyć sekcję perkusyjną, która doda tu i ówdzie jakąś wesołą nutkę. Nawet jeśli ta nutka będzie głośna i średnio pasowała. Wtedy możemy się umówić, że perkusja daje popis swoich możliwości w refrenie albo przy powtórzeniu tekstu. Albo przy jednej kolędzie, którą ustalimy na początku. Ale wtedy lepiej wpleść tę kolędę w program wieczoru przynajmniej dwa razy, by docenić zapał grających. W roli perkusji świetnie sprawdzą się trójkąt, tamburyno, grzechotki, janczary... i cymbałki, choć niektóre dźwięki mogą nie być trafione. Od razu dodam, że gdybyście chcieli nabyć cymbałki w sklepie muzycznym to proście o "dzwonki chromatyczne". o czym zostałam kiedyś w takowym sklepie poinformowana. Moim zdaniem pan podał mi cymbałki, ale on twierdził, że to dzwonki najprawdziwsze i nazywanie ich nazwą potoczną nie przystoi. Czy jakoś tak.


Tym samym życzę Was wszystkim, którzy akurat dotrwaliście do końca mojego wpisu dobrego czasu spędzonego wspólnie w Nowym Roku. Mamy jeszcze ponad miesiąc na wspólne kolędowanie. Co Wam polecam. Wszystkiego dobrego!







Obsługiwane przez usługę Blogger.