Czas oczekiwania i planowania (rodziny) Karmienie piersią było moim priorytetem. Może jeszcze nie wtedy, kiedy planowaliśmy dziecko i kie...

Moje karmienie piersią

/
0 Comments

Czas oczekiwania i planowania (rodziny)

Karmienie piersią było moim priorytetem. Może jeszcze nie wtedy, kiedy planowaliśmy dziecko i kiedy oczekiwaliśmy dwóch kresek. I może nie była to moja pierwsza myśl po ich zobaczeniu. Ale z pewnością wraz z przygotowywaniem się (teoretycznym i praktycznym) do roli mamy postanowiłam, że będę karmiła piersią w przekonaniu, że to najlepsze, co mogę dać mojemu Maleństwu. Szkoła rodzenia tylko mnie w tym utwierdziła i dała pewne praktyczne wskazówki np. o pozycjach do karmienia. Choć z perspektywy czasu wiem, że popełniałam i nadal popełniam błędy. Ale moje założenie jest takie, że jakieś trzeba popełnić :P
Mam jeszcze drugie założenie: największy błąd to nie podjęcie karmienia piersią, jeśli jest ono możliwe.

Akcja: Mamo, wychodzę!

Kolejny etap karmienia po podjęciu decyzji to poród. Mój plan porodu był taki, że ma być jak najbardziej naturalnie. Było z tym różnie w praktyce, ale przynajmniej wiem na zaś co i jak, i może następnym razem uda mi się ten plan lepiej zrealizować. Moim celem było jednak w efekcie karmienie właśnie. Bo nacięcie utrudnia życie, czyli dochodzenie do siebie. Podobnie jak inne interwencje medyczne, zakładając, że nie są uzasadnione. Ale najważniejsze, by Dziecko wyszło na świat i… było w stanie ssać! Jeśli nie zakładałabym karmienia i kontaktu skóra-do-skóry zaraz po narodzinach, który przecież prowadzi do pierwszego karmienia to właściwie czy tak wielki sens miałoby unikanie znieczulenia i cesarki. To jej najbardziej się bałam, bo u nas nie jest praktykowane przystawianie dziecka mamie po cięciu. Zrozummy jednak personel powiatowego szpitala: położnych jest mało i zwykle trudno im stać nad mamą po cesarce i zadbać o to pierwsze karmienie. Co nie znaczy, że nie należy się o to starać!
A u mnie było w praktyce tak: poród wspomagany kroplówką, leżący i Dzieciątko na piersi raptem kilka minut. Teraz wiem, że można było walczyć o więcej, że miałam do tego prawo i powinni mi na to pozwolić. Ale wtedy nie byłam taka mądra ani wygadana. Po szyciu dostałam córeczkę już ubraną, pomierzoną etc. I też nie wpadłam na to, że mogłabym ją z powrotem rozebrać, żeby ten nasz pierwszy kontakt uratować. To oczywiście ma swoje konsekwencje: na mleczko trzeba było czekać 2 dni! Naczytana laktacyjnych różności miałam zamiar iść w zaparte, że karmię i że niczego nie potrzebujemy, ale postanowiłam być szczera i zaczęła się nasza 2-dniowa przygoda z mieszanką (dla wtajemniczonych mm). Na moją wyraźną prośbę Córeczkę karmiono strzykawką, bo nie było możliwości drenem (nadal się zastanawiam czemu, w końcu nie wymaga to specjalistycznego sprzętu!). Pewnie można było lepiej, ale dla mnie kluczowe było to, że nie była karmiona butelką, a przed każdym karmieniem mm przystawiałam ją do piersi, żeby pobudzić laktację. Potem małż dowiózł laktator (tak, szpital nie miał ani jednego!) i moje karmienie piersią ruszyło z kopyta! Kolejny dzień to ciągłe karmienie, bez spania, z szybkimi wizytami tam, gdzie i król chodzi piechotą. Ale za to radość z tego, że mogę karmić była ogromna. To był dla mnie rodzaj euforii po wygranej bitwie z losem. Dodam jeszcze, że nie udałoby mi się bez pomocy pielęgniarek, a szczególnie jednej, która siedziała ze mną w nocy i pomagała przystawiać Małą. Być może jakoś dałybyśmy sobie radę, ale nie jestem tego pewna. I jej słowa, że wstaje do mnie i pomaga, bo wie, że będę karmiła piersią, a nie po powrocie do domu dam butelkę. I miała rację! :)


Wzloty i upadki

A co potem? Walczyłyśmy z płytkim ssaniem, które Latorośl uskuteczniała od początku. Pomagał o dziwo smoczek, no i cierpliwe przystawianie z odrywaniem Małej, kiedy ssała płytko. Właściwie to dość łatwo było poznać, bo jest to dość bolesne. Fakt, na początku karmienie jest bolesne. Obie strony się uczą, a piersi muszą się przyzwyczaić do nowej funkcji. Ale płytkie ssanie boli bardziej, także jest motywacja do pracy nad techniką.
Za nami także zator, który boli jeszcze bardziej. Nie wiem, czy mój był nieswoisty, ale myślałam, że to coś innego. Ból był w środku piersi, jakby naciągało się ścięgno albo mięsień. Nic nie było pełne ani nabrzmiałe. Pojawiał się tylko w czasie ssania. Ustępował po kilku minutach. A laktatorem nie bolało wcale. Do tego mleko pojawiło się także poza brodawką. Na szczęście nie trwało to długo. Częściej karmiłam drugą, trochę odciągałam laktatorem, trochę zaciskałam zęby. Nie wiem jaka jest skuteczność np. liści kapusty, bo ostatecznie ich nie wypróbowałam. Grunt, że po dniu czy dwóch dało się karmić dalej. :)

A co dalej…

Karmię i zamierzam karmić dalej. Przynajmniej do roku, a ponieważ moje Dziecko ma tendencję do alergii/nietolerancji to im dłużej tym lepiej. Może powinnam dopisać do upadków wątpliwości wynikające z problemów trawiennych Małej. I czasowe odstawienie mleka i jego przetworów. Ale napiszę tylko na koniec. Jedynym udokumentowanym sposobem zmniejszającym ryzyko wystąpienia alergii jest wyłączne karmienie piersią co najmniej do końca 6. miesiąca życia dziecka. I o ile reszta tekstu to moje prywatne zdanie i doświadczenie to o tym ostatnim możecie poczytać więcej w wielu miejscach. 

Polecam:


PS Czy pisałam już, że to moje zdanie i moje doświadczenia i że szanuję wybory innych mam. Ja dokonałam takich i już?! :)


You may also like

Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.